Nazwa uczelni: Harvard University (Uniwersytet Harvarda)
Wydział: Biologia Komórki
Pozycja uczelni w rankingu: 1 miejsce
1. Dlaczego wybrał Pan ten kierunek i
Harvard University?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba
wyjaśnić, że system edukacji w USA jest zupełnie inny niż europejski i dla
wielu Europejczyków jest on całkowicie niezrozumiały. Otóż, aby studiować kierunki takie jak prawo,
medycyna, czy np. architektura, trzeba najpierw ukończyć jakieś inne studia
pierwszego stopnia. Dopiero potem
studiuje się te kierunki na poziomie studiów porównywalnych do studiów doktoranckich. Przy czym te profesjonalne studia mogą być na
zupełnie innej uczelni niż studia pierwszego stopnia. Żeby było jeszcze ciekawiej, studia
pierwszego stopnia wcale nie muszą być z dziedziny pokrewnej do profesji, którą
się chce później wykonywać. Wystarczy
tylko zaliczyć odpowiednią liczbę zajęć, które stanowią podstawę do dalszych
studiów. Niemniej, dla własnego dobra
warto ukończyć coś co ma związek z wizją dalszej kariery zawodowej.
Będąc uczniem liceum w Krakowie chciałem być lekarzem. Na szczęście dla moich niedoszłych pacjentów, ostatecznie lekarzem nie zostałem. Ale, ponieważ wyemigrowałem do USA na rok przed maturą, musiałem się dostosować do tamtejszych standardów edukacji. Chcąc być lekarzem, dowiedziałem się, że muszę skończyć jakieś inne studia, aby dopiero po ich ukończeniu zająć się medycyną. Postanowiłem podejść do tematu ambitnie, wybierając biochemię i najlepszą amerykańską uczelnię.
2. Jak się Panu studiowało, czy było
dużo nauki, jakie przedmioty były najtrudniejsze dla Pana ?
Studia w USA różnią się diametralnie od
studiów europejskich. Podstawową różnicą
jest to, że w Ameryce na studiach dużo się pisze. Również na kierunkach
ścisłych. Pisze się prace semestralne, śródsemestralne, a egzaminy końcowe w
wielu wypadkach także polegają na pisaniu na zadany temat. Nauki jest dużo, gdyż wykłady służą jedynie
wskazaniu kierunków zdobywania wiedzy, a wiedzę zdobywa się poprzez własne
poszukiwania. Zajęcia w laboratorium
służą praktycznemu sprawdzeniu tego, co się student nauczył.
Szczególnym wyzwaniem dla mnie były
wszystkie zajęcia z dziedziny biochemii i biologii molekularnej. Jednak świadomość, że obcuje się z najwyższej
klasy autorytetami z danej dziedziny, było nagrodą samą w sobie. Poza tym możliwość weryfikacji w laboratorium,
tego czego uczyliśmy się teoretycznie na wykładach, dawało nam dodatkowe siły
do nauki.
Nieco inaczej było z matematyką. Nigdy nie byłem orłem z matematyki, a obowiązkowe zajęcia z macierzy i analizy matematycznej, wymagane dla tzw. studentów przedmedycznych, były nie lada wyzwaniem. A i tak udało mi się przebrnąć przez te wyzwania i to z całkiem niezłym skutkiem.
3. Jak Pan ocenia kadrę akademicką na
Harvard University, czy ma Pan swojego ulubionego wykładowcę ?
Na Harvard University opowiada się
obiegowy dowcip, że co roku w październiku, tuż po ogłoszeniu laureatów Nagrody
Nobla, któryś z wydziałów nauk ścisłych ma co najmniej jeden dzień wolny, gdyż
co roku przynajmniej jeden laureat pochodzi z Harvardu. Byłem studentem zbyt krótko, żeby potwierdzić
empirycznie, czy istotnie jest tak co roku.
Niewątpliwie prawdą jest, że idąc codziennie przez kampus można spotkać
któregoś z noblistów.
Piękne w tym jest to, że ci nobliści, oprócz prowadzenia badań, normalnie prowadzą
wykłady dla studentów. Niestety drugą stroną medalu jest to, że tacy laureaci
Nagrody Nobla często wpisują się idealnie w stereotyp szalonego naukowca. Ich geniusz i wiedza są bezsporne, a samo
przebywanie w ich towarzystwie jest inspirujące. Natomiast jakość ich wykładów bywa różna. Nie dlatego, że nie potrafią uczyć, bo to
niewątpliwie potrafią, tylko dlatego, że ich geniusz czasem powoduje, że coś
przychodzi im do głowy w trakcie wykładu i zamiast się skupić na wykładzie
odpływają w kierunku swoich genialnych przemyśleń.
Do tego dochodzi czasem kwestia językowa.
Zdarza się, że owi genialni wykładowcy są obcokrajowcami i mówią po
angielsku z mocnym akcentem, co nie ułatwia zrozumienia tego o czym mówią.
Spośród moich wykładowców, chyba
najlepiej zapamiętałem Matthew Meselsona, choć on akurat laureatem Nagrody
Nobla nie jest. Jest to jednak wybitna
postać ze świata genetyki i biochemii. W
latach 50-tych XX wieku, wraz z Franklinem Stahlem, udowodnił w praktyce teorię
Watsona-Cricka na temat budowy i replikacji DNA. Jest coś absolutnie fascynującego, gdy słucha
się z ust żywej legendy o tym jak został przeprowadzony eksperyment, o którym
zazwyczaj czyta się w podręcznikach.
Gdybym miał jednak wskazać ulubionego
profesora, to najlepiej wspominam wykładowcę Biochemii Fizycznej. Był to naukowiec, który w pewnym momencie
porzucił ścieżkę naukową i przejął obowiązki dyrektora administracyjnego
wydziału Biochemii. Ale ponieważ
specjalizował się w chemii fizycznej, wykładał tylko ten jeden przedmiot, jako
swoiste hobby. Była to przezabawna,
nietuzinkowa postać, sypiąca anegdotami.
Jego opowieści o czasach studenckich na CalTech (California Institute of
Technology) i pierwszych latach pracy naukowej fantastycznie przeplatały się z
zasadami termodynamiki, o których opowiadał jak o egzotycznych podróżach. Na koniec każdego wykładu odczytywał nam
jakiś limeryk, ułożony przez niego lub jego kolegów na studiach. Zapowiedział, że jeśli ktoś z nas napisze
udany limeryk na temat naszego kursu, może liczyć na przychylne spojrzenie
podczas oceniania egzaminu.
Popełniłem
coś takiego:
I once took a course in thermo.
It was as tough as inferno.
Przedmiot zaliczyłem. Nie pamiętam na jaką ocenę. Tym bardziej nie pamiętam, czy mój limeryk miał na to jakiś wpływ. Ale zapamiętałem, że profesorowie Harvardu to nie same sztywniaki.
4. Czy nie żałuje Pan wyboru kierunku
czy dzisiaj wybrał by Pan ten sam kierunek ?
To ciekawie postawione pytanie, gdyż
odpowiedzieć mogę tylko, że nie żałuję wyboru kierunku, niemniej jednak dzisiaj
wybrałbym coś innego.
Rozpocząłem studia w 1989 roku, który z
polskiej perspektywy politycznej był rokiem przełomowym. Przed przemianami politycznymi w Polsce, na
studia w Polsce patrzyło się z jednej strony jak na przedłużenie młodości, a
dla młodych mężczyzn dodatkowo była to ucieczka przed obowiązkową służbą
wojskową. Ponieważ przyszło mi studiować
w Ameryce, niejako z automatu patrzyłem na studia nieco inaczej. Miały mi dać określony zawód i przygotować do
prawdziwego życia. Tymczasem w trakcie
studiów zrozumiałem, że akurat bycie lekarzem, to nie jest to co będzie mnie
kręciło przez resztę życia. Po
ukończeniu biochemii poszedłem na studia z biznesu i jestem dumny z posiadania
tytułu MBA.
Jednakże, gdybym dziś stał u progu
edukacji uniwersyteckiej poszedł bym w kierunku historii lub nauk
politycznych. Hmm. Dziwna ze mnie postać: niedoszły lekarz,
biochemik, dyplomowany biznesmen, a w głębi duszy historyk czy politolog
amator.
W USA zmiana kierunku w trakcie studiów lub doktoryzowanie się z zupełnie innej dziedziny niż się wcześniej studiowało, nie jest niczym dziwnym.
5. Czy pracował Pan na studiach ?
Oczywiście. W USA jest to normą. Na początku studiów praca była tylko
elementem finansowego uzupełnienia
stypendium, co zresztą jest oczekiwane przez uniwersytet i komisję, która
przyznaje wsparcie finansowe. Na późniejszym
etapie studiów, praca, oprócz dochodu, staje się praktyką związaną z kierunkiem
studiów. W pierwszych latach studiów
imałem się różnych zajęć. Byłem
kurierem, roznosiłem gazety, pracowałem w bibliotece. Na przedostatnim i ostatnim roku studiów pracowałem
w laboratorium biologicznym, co pozwalało mi zastosować w praktyce wiedzę
zdobywaną na wykładach.
Podobnie w wakacje, co też jest standardem amerykańskim, pracowałem na pełny etat w laboratorium biologicznym, najpierw jako laborant, a potem asystent naukowy. Ta praca dała mi oprócz środków finansowych i satysfakcji, dwie publikacje naukowe, których jestem współautorem, dzięki profesorowi – szefowi laboratorium, który docenił mój wkład w prace badawcze.
6. Czy podjął Pan pracę zgodnie z
kierunkiem studiów?
Jeżeli wziąć pod uwagę fakt, że
biochemia miała być kluczem do dalszych studiów medycznych, to zdecydowanie nie
podjąłem pracy zgodnej z kierunkiem studiów.
Chociaż tuż po powrocie do Polski moja wiedza z dziedziny biologii
molekularnej, taka jak: procedury PCR, southern blots, northern blots, czy
western blots, była dla mnie chlebem powszednim. W tym czasie o procedurach tego typu w Polsce
się czytało, a ja miałem doświadczenie praktyczne. Niemniej chciałem rozwijać się w kierunku
biznesu.
Mając, oprócz biochemii, dyplom MBA, mogę powiedzieć, że pracuję zgodnie z wykształceniem, choć niekoniecznie tym pierwotnym.
7. Co by Pan chciał robić w przyszłości.
Czy ma Pan to już sprecyzowane ?
Wziąwszy pod uwagę, że studia skończyłem ćwierć wieku temu, to powinienem już wiedzieć, co chcę robić w przyszłości. Wprawdzie miałem w czasie studiów profesora, później serdecznego przyjaciela, który wówczas mówił, że wciąż nie wie co chciałby robić, gdy dorośnie. Miał wówczas 50 lat. Zbliżam się do tego wieku, zatem mogę się jeszcze spokojnie pozastanawiać.
8. Z jakimi kosztami trzeba się liczyć
podczas studiowania?
Znów pytanie, na które ciężko
odpowiedzieć wprost. Nominalnie rok
nauki na Harvard University kosztuje około 50.000 USD. Na tę kwotę w lwiej części składa się czesne,
ale również koszty obowiązkowego domu akademickiego, stołówki, podręczników i
innych wydatków. Składając podanie o
przyjęcie na studia na Harvard University, trzeba również złożyć informację o sytuacji
materialnej swojej i rodziców, do której dołącza się kopie zeznań
podatkowych. Po decyzji o przyjęciu na
studia, komisja do spraw pomocy finansowej analizuje sytuację materialną świeżo
upieczonego studenta, a następnie stwierdza ile kandydat i jego rodzice mogą
faktycznie zapłacić za studia. Student otrzymuje precyzyjne wyliczenie, z
którego wynika m.in. ile może samodzielnie zarobić w trakcie roku akademickiego
oraz podczas wakacji. Resztę uniwersytet dopłaca z własnych funduszy. Oczywiście uniwersytet sugerując ile student
musi wypracować, nie pozostawia go samemu sobie. Na kampusie działa biuro zatrudnienia, które
pomaga studentom znaleźć odpowiednie zajęcie.
Ale tak naprawdę, to co student może zarobić sam to kropla w morzu
potrzeb finansowych. Te dochody własne
mają bardziej charakter wychowawczy, niż finansujący studia. Osobom pochodzącym
z rodzin o naprawdę trudnej sytuacji materialnej, Harvard University jest w
stanie zapewnić
bezzwrotną pomoc finansową, która pokryje praktycznie 100% potrzeb. Niestety za
moich czasów Harvard był mniej hojny.
Część wsparcia finansowego dostałem w formie pożyczki, którą musiałem
odpracować zarówno w czasie studiów, jak i po nich.
Nasuwa się pytanie, jaki interes ma
uniwersytet w takim pełnym finansowaniu studiów swoim studentom. Odpowiedź jest szalenie prosta. Harvard, będąc bardzo bogatą instytucją,
traktuje swoich studentów jako inwestycję, a nie jako źródło dochodów. Inwestycja polega na tym, że jak taki
absolwent Harvardu dostanie po latach Nagrodę Nobla, to Harvard może się
pochwalić, że to dzięki edukacji wyniesionej z murów tego uniwersytetu. Ale są też przypadki prostsze
ekonomicznie. Absolwenci Harvard
University to często ludzie sukcesu, którzy na stare lata posiadają spory
majątek. Często przeznaczają w
testamencie, albo jeszcze za życia w formie darowizny, całkiem pokaźne środki
na rzecz uczelni, w postaci funduszy na budowę nowego budynku, ufundowanie stypendium
lub katedry, które później nazywane są ich imieniem.
Obawiam się, że żaden nowy budynek, stypendium, czy katedra nie będą nosiły mojego imienia, a ja skromnie zwracam Harvardowi dług wdzięczności, poprzez zachęcanie młodych zdolnych Polaków do podjęcia próby dostania się na studia na ten uniwersytet. Może ktoś czytający te słowa podejmie to wyzwanie i za kilka lat ukończy tam studia, a za pół wieku ufunduje np. nowy gmach biblioteki. Życzę tego Harvardowi oraz młodym zdolnym Polakom.
9. Jak wyglądała rekrutacja? Na ile
trudno było się dostać na studia?
Również rekrutacja na studia w USA jest
zupełnie czymś innym niż to, z czym mamy do czynienia w Europie. Poza tym 30
lat temu, gdy ja starałem się o przyjęcie na studia, proces ten wyglądał
inaczej niż dziś.
Jako obcokrajowiec miałem dodatkowo pod
górkę. Oprócz standardowych, ogólnokrajowych testów SAT, które trzeba zdać,
jako nie „native speaker” języka angielskiego musiałem zaliczyć test TOEFL
(Test of English as a Foreign Language).
Standardowe testy zdają wszyscy kandydaci na studia na wszystkich
amerykańskich uczelniach. Jednakże te
najlepsze uniwersytety z tzw. Ivy League (Liga Bluszczu) stawiają poprzeczkę
punktową z tych testów bardzo wysoko.
Ale to nie punkty powodują, że kandydat
dostanie się na studia na Harvardzie lub nie.
Punkty są warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym. Harvard University poszukuje wśród
najlepszych kandydatów ludzi nieprzeciętnych.
Nie wystarczy być zdolnym, trzeba jeszcze mieć pasję. Trzeba się wykazać czymś nietypowym,
nietuzinkowym.
Oprócz przedkładania dokumentów
potwierdzających zdobycie odpowiedniej liczby punktów na testach, trzeba
wypełnić formularz – wniosek o przyjęcie na studia. Taki formularz sam w sobie jest nie lada
egzaminem. Oprócz udzielenia odpowiedzi
na szereg konkretnych pytań, trzeba napisać esej na zadany temat. Poprzez cały ten formularz oraz esej, trzeba
się mądrze zareklamować. Nie należy
pisać, że jestem mądry, piękny, wspaniały, a do tego skromy, lecz opisywać
swoje doświadczenia życiowe i szkolne tak, aby pośrednio z nich wynikało, że
jest się świetnym kandydatem. Im
bardziej nietypowym, o bardziej dziwacznych zainteresowaniach tym lepiej. Warto wspominać o zainteresowaniach innych
niż szkolne oraz o zaangażowaniu w działalność społeczną.
A tak naprawdę trzeba po prostu pokazać, że ma się potencjał. Potencjał na Nagrodę Nobla. Oczywiście nie każdy ją dostanie. Ale, żeby się dostać na Harvard University, trzeba pokazać, że, przynajmniej teoretycznie, jest się gotowym przyjąć tę nagrodę, gdyby przypadkiem została nam zaoferowana.
10. Jak ocenia Pan środowisko studenckie? (towarzystwa, różnice kulturowe).
To chyba było najcenniejsze, co można było przeżyć podczas studiowania na Harvardzie. Oczywiście, wśród studentów dominują Amerykanie, ale odsetek studentów z całego świata jest na tyle duży, że są oni widoczni i udzielają się w różnych organizacjach.
W roku 1990 wraz z grupką polskich przyjaciół założyliśmy stowarzyszenie polskich studentów na Harvardzie, o nazwie the Harvard Polish Society, którego miałem przyjemność być pierwszym prezesem. Stowarzyszenie działa do dziś i ma się dobrze, organizując wiele ciekawych wydarzeń kulturalnych oraz popularno-naukowych.
Amerykanie tam studiujący też do tuzinkowych nie należą. Jako przykład podam, że w moich czasach prawo na Harvardzie studiował młody, ale już bardzo zdolny, Barack Obama. Mijaliśmy się na kampusie i nic nie zdradzało, że zagapiwszy się, mogłem potrącić przyszłego prezydenta USA.
Wśród moich kolegów ze studiów są też: były ambasador Słowenii w Rosji, polski profesor biologii w Kalifornii, który jeszcze jako student, opublikował artykuł naukowy w Science, a także pani gubernator jednego ze stanów USA. Wszyscy ci ludzie już w czasach studenckich byli na swój sposób nieprzeciętni. Niektórzy z nas zostali wielkimi ludźmi, a inni podążali zwykłą ścieżką kariery. Są tacy, którzy odnieśli wielkie sukcesy i tacy, którzy tego nie dokonali. Są też tacy, którzy ponieśli porażki. Nie zmienia to faktu, że ludzie, których spotkałem podczas studiów na Harvardzie, to najciekawsza grupa z jaką miałem w życiu do czynienia.
Częścią studiowania jest to, że obowiązkowo mieszka się w akademikach i jada się wspólnie w stołówkach. Na posiłki przychodzą też profesorowie. Takie codzienne lunche czy kolacje potrafią bardzo się przedłużać, gdyż studenci pogrążeni w dysputach, często nie zauważają upływu czasu. Różnorodność etniczna, narodowa, a także naukowa, pozwala na szalenie ciekawą wymianę myśli.
To właśnie dla tych różnorodnych kontaktów i wymiany intelektualnej zarówno na sali wykładowej, w laboratorium, ale również w stołówce, warto było studiować na Harvardzie.
11.Opierając się na własnym doświadczeniu, jaki jest według Pana zawód przyszłości i dlaczego?
Znów pytanie, na które ciężko
jednoznacznie odpowiedzieć. Byłoby nieuczciwe zabrać głos jako człowiek
doświadczony i powiedzieć, że przyszłością jest informatyka, czy zarządzanie
finansami, czy też dowolna inna dziedzina. Byłoby to pójście na łatwiznę.
Moje życiowe doświadczenie podpowiada, że na studiach nie jest najważniejsze
zdobycie konkretnego zawodu, choć jest to niewątpliwie ważne, lecz nauczenie
się jak dostosowywać się do zmieniającego się wokół nas świata. Często mówię młodym
ludziom, że w czasach moich studiów nie było telefonów komórkowych, internet
służył do przesyłania wiadomości, które były krótsze niż współczesne SMSy i nie
zawierały one załączników, a komputery były stacjonarne z potężnymi monitorami
kineskopowymi. Jak więc ktoś, kto wówczas szkolił się by być najlepszym w
dziedzinie, która obecnie już nie istnieje, ma się odnaleźć w otaczającej
rzeczywistości? Dziś ciężko sobie wyobrazić rzeczywistość, która nas będzie
otaczać za 20-30 lat. Tak samo jak ja i moi koledzy w czasie studiów nie
wyobrażaliśmy sobie smartfonów z nieograniczonym dostępem do internetu.
Dlatego, nie unikając odpowiedzi na zadane pytanie, powiem nieco
przewrotnie. Zawodem przyszłości będzie zawód, którego jeszcze nie znamy
i nie potrafimy go jeszcze dziś zdefiniować. Przy wyborze studiów,
zachęcam do kierunków interdyscyplinarnych, które uczą nie tylko wiedzy, którą
już można zastosować, lecz uczą też jak szukać własnych
rozwiązań i łączyć ze sobą to co wydaje się nie do połączenia.
Taylor Reneau – absolwentka Harvard University, która dostała się na studia do najlepszej uczelni świata nie mając znanego nazwiska ani specjalnych wpływów. Jak ona to zrobiła? W swoim filmiku Taylor tłumaczy, że oceny są ważne, ale nie najważniejsze. Są tysiące osób na świecie, które kończą licea z doskonałymi ocenami – ważne jest, żeby się wśród nich wyróżnić, pokazać, że ma się w sobie coś więcej. W swoim eseju, który wysyła się do uczelni należy zaprezentować się jako osobę pełną pasji, ciekawą świata. Trzeba podchodzić do swojej aplikacji z myślą, że to nie Ty chcesz studiować na Harvardzie, a Harvard chce, żebyś to Ty u nich studiował. Jeśli chodzi o wybór kierunku, studentka radzi, by wybrać jak najbardziej ambitny i wymagający, lecz zgodny ze swoimi zainteresowaniami. Co prawda nie ma określonego przepisu na sukces, jednak według słów Taylor: „Aplikowanie na Harvard jest najważniejszą rzeczą, by dostać się na Harvard”.Więcej szczegółów w filmiku.
W drugiej części filmiku absolwentka Harwardu - Taylor Reneau dzieli się kolejnymi praktycznymi informacjami. Mówi, że należy zaangażować się w aktywności pozaszkolne, jak na przykład akcje charytatywne, kluby zainteresowań, czy nawet zespół muzyczny. Ważne jest, by pokazać jaki wpływ miała Twoja działalność na społeczeństwo. Następną radą jest, by załączyć swoje zdjęcie lub filmik do swojej aplikacji jeśli jest to możliwe. Wtedy w oczach ludzi zajmujących się rekrutacją stajesz się realną osobą, a nie tylko tekstem na papierze, co zwiększa szanse na dostanie się na uczelnię.Ważnym elementem aplikacji jest esej. Absolwentka Harwardu zaleca, by nie dążyć do perfekcji i nie poświęcać zbyt wiele uwagi na szczegóły. Liczy się bardziej jego merytoryczny sens, czyli to co chcesz w nim przekazać. Należy jednak zadbać o to, by nie zawierał on żadnych błędów językowych. Więcej szczegółów w filmiku.
Jeśli jesteś ciekawy jak wygląda dzień z życia studenta Harvardu to kanał na Youtube vladslife udostępnił taką możliwość każdemu. Vladislav Aleksejev nagrał filmik, w którym prezentuje jak wygląda jego dzień na studiach w najlepszej uczelni świata. Zobaczysz nie tylko jaki jest kampus zewnątrz, ale również sale, w jakich odbywają wykłady oraz laboratoria naukowe. Poza tym poznasz stołówkę uczelni i zobaczysz, co można tam zjeść. Student pokazuje również takie miejsca na kampusie, jak akademik, siłownia uniwersytecka itp. Jak to mówią - Lepiej raz zobaczyć niż sto razy usłyszeć. Zapraszamy do oglądania filmiku.
1.Dlaczego wybrał Pan ten kierunek i uczelnię? W 2012 roku zakwalifikowałem się do programu Top 500 Innovators - czego efektem był program stażowo-szkoleniowym na najlepszych uczelniach świata z rankingu szanghajskiego (Academic Ranking of World U...
1. Dlaczego wybrała Pani ten kierunek i Cornell University? ( Opinia rodziców/ znajomych/ przypadek itd.) Podczas kontraktu w Egipcie, kiedy pracowałam jako Sales&Marketing Manager of Soho Square, pojawiła się możliwość uzupełnienia wiedzy z za...
1. Dlaczego wybrała Pani ten kierunek i uczelnię? Gdy miałam 12 lat, w nagrodę za wygrany konkurs recytatorski poezji i prozy francuskiej, po raz pierwszy pojechałam do Paryża. Zabrzmi to może banalnie, ale gdy zobaczyłam studentów przekraczający...
1. Dlaczego wybrał Pan ten kierunek i uczelnię? Kierunek wybrałem ze względu na zainteresowanie tematyką międzynarodową - w szczególności krajami Afryki i Azji. Kiedy już zdecydowałem się na konkretny kierunek, porównałem programy różnyc...